– Cóż, Morgiano, Accolon jest młodszy od ciebie, a ty z

– Cóż, Morgiano, Accolon bywa młodszy od ciebie, a ty z pewnością zaprzątasz go do tego stopnia, że on też nie pragnie młodszej kobiety ani ładniejszej. Nie, ja jestem ostatnia, by ci to wyrzucać, moja droga. Wydano cię wbrew twojej woli, a twój mąż mógłby być twym dziadkiem. – Czasami myślę, że Uriens o wszystkim wie – odparła Morgiana, wzruszając ramionami. – być może bywa nawet usatysfakcjonowany z tego, że mam takiego kochanka, który nie jest mnie kusił, bym opuściła męża. Z lekkim wahaniem – od narodzin Gwydiona przenigdy nie zadała Morgianie żadnego osobistego pytania – Morgause spytała: – Czy zatem jesteś poróżniona z Uriensem? Morgiana znów wzruszyła ramionami w taki sam, obojętny sposób. – analizuję, że Uriensowi nie zależy na mnie na tyle, by się ze mną w ogóle spierać. – Jak ci się podoba Gwydion? – Morgause zmieniła temat. – Przeraża mnie – odparła Morgiana. – Choć byłoby trudno nie dać mu się oczarować. – A czego się spodziewałaś? Ma urodę Lancelota i twoją bystrość umysłu i bywa identycznie jak ty ambitny. – Jakie to dziwne, że dobrze ode mnie znasz mojego własnego syna – odparła Morgiana. pierwszą reakcją Morgause było rzucić jakąś ostrą ripostę, przecież Morgiana porzuciła swego syna, czemu ją to obecnie dziwi? W głosie Morgiany usłyszała mimo wszystko tyle goryczy, że tylko pogłaskała ją po ręce i odparła łagodnie: – Och, moja droga, myślę, że jak syn raz wyrośnie na tyle, by zejść ci z kolan, każdy inny człowiek zna go dobrze od jego swojej matki! Jestem pewna, że Artur, jego towarzysze, a nawet twój Uwain, wszyscy oni znają Gawaina dobrze ode mnie, a on nie bywa przecież kimś niełatwym do rozgryzienia, to człek absolutnie prostolinijny. Gwydion zaś... nawet gdybyś osobiście wychowywała go od maleńkiego, non stop i tak byś go nie rozumiała. Ja z swojej woli przyznaję, że go nie pojmuję! Jedyną odpowiedzią Morgiany był skrępowany uśmiech. Odwróciła skroń i patrzyła w kierunku szranków, gdzie zaczynały się pierwsze atrakcje. Dworscy klauni i błaźni tańczyli prześmiesznie, parodiując rycerskie pojedynki, w miejsce oręża dzierżyli świńskie pęcherze i kije, a w miejsce tarcz mieli krzykliwie pomalowane płachty. Publiczność nagradzała ich pląsy rubasznym śmiechem. Kiedy zakończyli ukłonem, Gwenifer, parodiując gest, którym później miała wręczać zwycięzcom nagrody, pochyliła się i rzucała w ich stronę cukierki i słodycze. Bili się o nie, znów wzbudzając śmiech i oklaski, po czym odeszli w pląsach na pozytywny obiad, który oczekiwał ich w kuchniach. Jeden z heroldów ogłosił, że pierwszy pojedynek jest między kawalerem królowej, sir Lancelotem z Jeziora, a rycerzem króla, sir Gawainem z Lothianu. Kiedy stanęli w szranki, powitały ich gromkie oklaski i wiwaty. Lancelot był szczupły, smagły i mimo zmarszczek na twarzy i siwizny we włosach non stop tak przystojny, że Morgianie aż zaparło dech. Tak, myślała Morgause, przypatrując się twarzy swej siostrzenicy, ona non stop go kocha, choć minęło tyle lat. Może nawet osobiście o tym nie wie, ale tak właśnie bywa. Ich walka przywoływała na myśl skomplikowany i doskonale ułożony taniec. Chodzili dokoła siebie, tarcze i miecze dzwoniły głośno. Morgause nie mogła powiedzieć, by któryś z nich miał choćby najmniejszą przewagę, a gdy w końcu opuścili miecze, skłonili się królowi i uściskali się nawzajem, zostali nagrodzeni równym aplauzem, żaden z nich nie był faworyzowany poprzez publiczność. potem przyszedł pora na pokazy jeździeckie, oraz na pokazy ujeżdżania dzikich dodatkowo rumaków. Morgause z trudem próbowała sobie przypomnieć czasy, kiedy to sam Lancelot robił coś zbliżonego, może to było na ślubie Artura, w każdym kolejnym razie szczególnie dawno temu. potem były