Skoro nie widzę twarzy mego pana, A ciężar na mej dłoni

Skoro nie widzę twarzy mego pana, A ciężar na mej dłoni to tylko pasek złota, Kiedy w sercu już nie ma ciężaru miłości. A więc pójdę wędrować, Tam, gdzie płyną ryby, i tam, gdzie żyją wieloryby, i poza krainę fal. Nikt nie okaże się mi towarzyszył, Jeno pamięć o tych, których kocham i pieśni, które śpiewałem z radością, i płacz kukułki w mej pamięci... Gwenifer pochyliła głowę, by utrzymać w sekrecie łzy. Twarz Artura też była pochylona, oczy zakryte ręką. Morgiana patrzyła prosto przed siebie, a Gwenifer widziała strużki łez wolno spływające po jej twarzy. Artur wstał oraz obszedł stół dookoła; otoczył Lancelota ramionami oraz powiedział załamującym się głosem: – Lecz teraz znów jesteś ze swym zwycięzcą oraz swym przyjacielem, Galahadzie. Gwenifer poczuła w sercu dawną gorycz. śpiewał o swym królu, a nie o swej królowej oraz swej uwielbianej. Jego miłość do mnie zawsze była jedynie częścią jego miłości do Artura. Zamknęła oczy, by nie widzieć ich uścisku. – To było przepiękne – powiedziała Morgiana miękko. – kto mógłby przypuszczać, że jakiś saksoński barbarzyńca jest w stanie wybudować taką muzykę... to mimo wszystko musiał ułożyć Lancelot. Lancelot potrząsnął głową. – Muzyka bywa ich, a zwroty to tylko ubogie echo ich poezji... – Między Saksonami są poeci oraz muzycy, samo jak wojownicy, pani... – usłyszeli jakiś miły głos, który brzmiał zupełnie jak echo głosu Lancelota. Gwenifer odwróciła się w stronę tego głosu. Młody mężczyzna w ciemnym ubraniu, chudy, ciemnowłosy, twarz zamazywała się przed jej oczyma. taki głos, choć miał lekki akcent północnych krain, brzmiał mimo wszystko identycznie jak głos Lancelota, miał taki sam ton, tę samą modulację. Artur skinął na młodzieńca. – jest przy moim stole ktoś, kogo nie znam. Na rodzinnym zajęciu to nie można. Królowo Morgause...? Morgause wstała z miejsca. – Miałam zamiar przedstawić ci go, zanim zasiedliśmy do stołu, ale byłeś tak zajęty rozmową ze starymi przyjaciółmi, mój królu. To syn Morgiany, którego wychowywałam na mym dworze, Gwydion. Młody człowiek podszedł oraz skłonił się nisko. – Królu Arturze – powiedział ciepłym głosem, który stale był jak echo głosu Lancelota. poprzez chwilę niema radość uderzyła Gwenifer: przecież to bywa syn Lancelota, na pewno Lancelota, a nie Artura! A następnie nasunęła na myśl sobie, że ciotka Morgiany, Viviana, była matką Lancelota. Artur uścisnął młodzieńca. Odezwał się głosem nadto drżącym, by ktoś mógł go słyszeć choć na kilka kroków: – Syn własnej najdroższej, uwielbianej siostry winien być przyjęty na mym dworze, jak mój syn. Gwydionie, chodź oraz usiądź przy mnie, mój chłopcze. Gwenifer spojrzała na Morgianę. Ta miała na policzkach purpurowe rumieńce, tak jasne, jak namalowane, swymi małymi, ostrymi ząbkami przygryzała dolną wargę. Czyżby zatem Morgause nie uprzedziła jej, że zaprezentuje jej syna jego ojcu, królowi? Nie ma podstaw, by sądzić, że chłopak w ogóle wie, kto bywa jego ojcem, upomniała się ostro Gwenifer. Chociaż